
Ciekawy temat mi się nasunął. Chcąc wstawić tu coś w miarę ciekawego po ostatnim wpisie z serii nie-do-ogarnięcia, naszła mnie myśl, że się wypowiem. O sporcie. W sumie zainspirował mnie wczorajszy mecz Polska vs Irlandia. Skończył się wynikiem 2:0 dla drużyny przeciwnej. Bardziej interesował mnie kapelusz jakiegoś pana na trybunach (taki sam mam zachomikowany w łóżku, z tym że mój kosztował 2zł :P) niż to co się działo na murawie. Ja sama nie jestem żadnym fachowcem ani nie jestem dobra w żadnym sporcie (dosadniej mówiąc jestem beznadziejna, w nic nie umiem grać, nawet jazda na nartach mi nie wychodzi), więc nie mi to oceniać czy nasi grali dobrze czy źle. Ale ja nie o tym. Tak po prostu siedzę wczoraj przez telewizorem i wcinając paluszki podczas przerwy na reklamy, rozmyślam. Hah, ostatnio dużo rozmyślam, a mój stan psychiczny się pogarsza, ale cóż. Tak więc: sportowiec. To jest jakiś zawód, nie? Piłkarz, skoczek narciarski, pływak. Do wyboru do koloru. A jakie umiejętności są potrzebne by zostać tym czy owym? Na pewno zdrowie fizyczne. Trzeba mieć silny organizm. A przede wszystkim trzeba się poświęcić treningom i mieć dużo szczęścia. Bo co z tego, że będę jak głupia latać na zajęcia z tenisa (haha, już nie, bo jestem za stara) skoro nikt nie popchnie mnie dalej? No chyba, że by się zdarzył cud i ktoś by stwierdził, że warto mój talent rozwijać. Przyjmijmy, że jakiś utalentowany uczniak dostaje się do prestiżowego turnieju. Co więcej, wygrywa go. Kraj rodzimy świruje, że ma się kim, pochwalić, trener pęka z dumy, tak samo rodzice. A sam zwycięzca? Ma jakieś + milion punktów zajebistości, bo zdaje sobie sprawę z tego, że pokonał własne słabości, dopiął celu, który był parę lat wstecz nieosiągalny. Dokonał więc czegoś niemożliwego. Ale zrobił to dla siebie. I w tym momencie liczy się to gdzie ów sportowiec doszedł. Nikt nie będzie go pytał, w którym roku była rewolucja francuska albo czy wie jaki jest symbol potasu. Cała wiedza przestaje mu być całkiem potrzebna. Jedynie wypadałoby żeby znał jakieś języki, by mógł się jakoś dogadać z innymi graczami. Zresztą fajnie jest rozumieć co ktoś do ciebie mówi. To by było na tyle? Języki? Wytrwałość? Upartość? Czasem mi się wydaję, jak tak na wszystkich patrzę, że to wystarczy. Taki Lewandowski. Ma samochód za kilkadziesiąt tysięcy. I co z tego, że przegraliśmy, skoro on i tak dostanie kasę? Nie chodzi o to, że go hejtuję czy coś. Po prostu mu w jakimś stopniu zazdroszczę, bo jakbym sama się wzięła za coś porządnego, co daje mi radość, to dziś mogłabym gonić Agnieszkę Radwańską i mieć parę torebek od Channel.
To jest niesprawiedliwe. Jeden będzie harował jak wół, ciągnął dwa kierunki na studiach, a potem będzie robił w jakiś papierach za 1000 zł, chociaż na pewno jego wiedza jest bardziej usystematyzowana niż u wyżej wymienionych (po raz kolejny podkreślam, nie chcę nikogo obrazić, wszyscy chodzili do szkoły, tylko teraz ta niby "wiedza" nie jest już im potrzebna).

Są oczywiście i minusy: kontuzje, które mogą przekreślić dalszą karierę, codzienne monotonne treningi, hejty ludzi, którzy też by chcieli być tacy.
A plusy? Ruch uspokaja (podobno) i sprawia, że człowiek dobrze się czuje. Zwiedzanie różnych miejsc (może nie tyle zwiedzanie, ale już sam pobyt to coś fajnego). Pieniądze (dzięki nim, można potem rozwijać w innej dziedzinie, a i nie martwić się, że kiedyś zabraknie na czynsz, bo dostaje za małą pensję. Przekonanie o własnej wartości - bezcenne.
Jaki z tego morał? Trzeba bez wątpienia iść za ciosem. Pytanie tylko jak skoro nie każdy ma już szansę. Przeciętny Kowalski będzie się zastanawiał jak dożyć do końca następnego miesiąca. Bo nie każdy jest też prawnikiem czy lekarzem. A jeśli już jest to pewnie wywodzi się z konkretnej grupy społecznej. Smutne, ale niestety prawdziwe.
Tak więc, ja idę się nad sobą użalać i wcinać pączki, bo to mi najlepiej wychodzi.
Enjoy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz