środa, 6 czerwca 2012
♫ 30. Najdłuższa notka ever?
Człowiek czuję się dziwnie, gdy dochodzi do wniosku, że po raz kolejny na drodze postawiono mu bramkę z napisem "przejście wzbronione". Przez jakiś czas myślałam, że sprawcą tej "bramki" są pieniądze i majątki. Ba, dalej tak myślę, bo właśnie przez to moja przyszła kariera naukowa stoi pod znakiem zapytania, a perfect plan legnął w gruzach. Oj, wzięło mnie na rozmyślania filozoficzne, a po filozofii przecież nie da pieniędzy ;/ Ale przeanalizujmy wszystko dokładnie, na moim przykładzie zresztą. Rozmawiałam ostatnio z Marianem. Podczas owej rozmowy prawie 6-godzinnej, zamknęła rozważania w jednym zdaniu: "To nie życie jest chujowe, to ludzie są zjebani". Miała rację. Częściowo albo w większości. No bo przecież, człowiek który na przykład urodził się bez rąk. Kogo ma o to obwiniać? Lekarzy? Matkę pijaczkę, która o siebie nie dbała lub wręcz przeciwnie - niczego jej nie brakowało i donosiła noworodka przez 9 miesięcy? Oni też potrzebują kasy. Na protezy, rehablitacje. A ci inni ludzie - niewidomi, niesłyszący, niepełnosprawni. Jeśli już są na świecie to potrzebują pomocy i wsparcia drugiej osoby, pomimo że starają się żyć w miarę normalnie i samodzielnie. Niestety, to wszystko jest tak skonstruowane, że tylko nieliczni są skłonni nieść pomoc, a najczęściej taka osoba musi potrafić poradzić sobie sama. A co dalej? Klęski żywiołowe, z którymi ludzie nie umieją walczyć. Bądź co bądź, natura zawsze nas przewyższy. Ale głód, wojny, pijaństwo, znęcanie się, bieda, wyszydzanie, razizm, napady ten nieszczęsny w kółko powtarzający się brak pieniędzy - to wszystko wina człowieka. Dlatego piszę to z pełną odpowiedzialnością, że zgadzam się ze słowami Mariana.
Na świecie mamy obecnie około 7 miliardów ludzi albo trochę więcej. Nasz rodzaj nigdy nie był, nie jest i nie będzie równy. Pomiędzy ludźmi z 7 kontynentów istnieją różnice. Językowe, kulturowe i religijne. Więc mimo że jesteśmy do siebie w jakimś stopniu podobni, nigdy nie będziemy tacy sami. W dzisiejszych czasach istoty ludzkie są żądne władzy, a hierarchia społeczna pełni ważną rolę. Czasem odnoszę wrażenie, że dalej stykamy się ze zjawiskiem nepotyzmu (niekoniecznie tego w warstwie duchowieństwa), a ponad 2/3 społeczeństwa świata jest umieszczona w grupie mieszczaństwa.
Jednak razem jesteśmy jak jedna, wielka, szara masa bez własnego zdania. Ograniczają nas własne państwo, granice, zasady, inni ludzie. Oczywiście, bez zasad panowałby jeszcze większy chaos niż obecnie. I wiadomo, że nie wolno zabijać. No właśnie. Nie wolno? Czy nie powinno się? Jeśli zabiłbyś człowieka, poszedłbyś do więzienia, odsiedział 25 lat wyroku gapiąc się w ścianę celi i myśląc "dlaczego to zrobiłem?". Potem chodziłbyś po ulicach i starał się na nowo zacząć życie. Dalej nie popieram zabijania, bo latanie z nożem albo pistoletem nie jest normalne. Przytoczyłam to jako przykład.
Od urodzenia wpajane nam są pewne zasady i mówi się, że powinniśmy ich przestrzegać. "Słuchaj rodziców, babci, cioci" Wszyscy dookoła są mądrzy, ale nie Ty. I tutaj tkwi błąd. Nie pozwolenie ludziom na złamanie zasad, czyli na popełnianie błędów czyni ich nie zdolnymi do życia. Tu po raz kolejny wracamy do winy ludzkiej - to człowiek stanowi zagrożenie dla innych. Należy pamiętać, że jest on takim jakim go uczyniono lub też takim jakim sam się czuje. A prawda jest taka, że czujemy się więźniami we własnych domach i we własnej skórze. Bo czymże różni się życie tego zamkniętego kryminalisty od naszego? Tym, że nie ma komputera i wygodnego łóżka. Każdy dzień wygląda tak samo. Wstajesz rano, idziesz do pracy, siedzisz w sklepie 8 godzin albo wertujesz papierową robotę szefa, wracasz, zjesz obiad z mikrofalówki, pokrzątasz się i wreszcie uśniesz na kanapie oglądając X Factor (za którego jeden odcinek w ameykańskiej wersji Demi Lovato dostaje 1 mln $ przy. red.) myśląc że następnego dnia znowu musisz powtarzać to od początku. A najciekawsze jest to, że Angelina Jolie czuje się tak samo jak ten człowiek z kanapy. Z drobnymi wyjątkami. Wraca do domu w nocy, po dniu na planie filmowym lub jakimś pokazie. Ma w domu gromadę dzieci, które potrzebują matki. Łażą za nią z aparatami chcąc uchwycić każdą wpadkę, która może się odbić na życiu osobistym. Ale... Jako osoba rozpoznawalna ma siłę przebicia i może próbować "zmienić świat". Pojedzie gdzie tylko zechce, wystarczy skinienie głowy. A jej narzeczonym jest sam Brad Pitt (pomijając fakt, że rozbiła jego małżeństwo z Jennifer Aniston, ale do celu idzie się po trupach, czyż nie?)
Kim więc wolimy być? Tym nudziarzem oglądającym telewizję czy zmęczonym zwiedzaniem świata celebrytą? W większości przypadków znamy odpowiedź. Jednakże podział ludzi na bogaczy z Manhattanu i biedaków ze Slumsów jest i zawsze będzie. I nigdy się nie zmieni dopóki ludzie się nie zmienią. Wszyscy rządzą tak by im było wygodnie, a nie innym. To właśnie jest przyczyną przyszłej zagłady rodzaju ludzkiego. Sami siebie wyniszczamy nie zdając sobie z tego sprawy.
Tak bardzo ludzie wtapiają się w tłum, że nie potrafią później z niego wybrnąć. Ogarnia nas monotonia. I wcale nie twierdzę tego patrząc na świat przez pryzmat seriali w których rozwiązuje się zagadki rodem z kryminałów Agaty Christie, nawiązuje się setki romansów, a po mieście latają wampiry. Naszym problem jest to, że nie rozumiemy siebie nawzajem. Do śmierci będziemy szukać celu, a nie zrealizujemy go, bo brak nam chęci czy możliwości. Poddajemy się zbyt łatwo, bo staliśmy się jak pustaki. Nie mamy siły walczyć, wmawiamy sobie, że nic się nie zmieni. I nawet gdybyśmy chcieli się gdzieś ruszyć, coś nas trzyma w obecnym miejscu.
Ja osobiście, gdzieś tam na dnie mojej wypełnionej smutkiem pikawy (czyt. serce) mam małe światełko. Nie widzę go co prawda, ale jakieś tam jest. Wiem, że coś mnie tu trzyma, bo inaczej dawno bym skończyła w wykopanym dole na cmentarzu. Nie wiem czy to jakiś Anioł Stróż czy ktoś inny (a takie osoby też mają w tym swój udział ♥). Jest mi czasem ciężko, tak bardzo, że czasem myślę czy by z okna nie skoczyć. Psycholog mi tu nie pomoże, bo ja sama muszę sobie pomóc. Nie chcę oglądać całe życie telewizji.
Muszę po prostu wierzyć, że wszystko przyjdzie samo.
♥ Bacha, Katherine, Marian ♥
With love
_______________________________________
O Matko. Chyba przegięłam. Najdłuższa notka w historii tego bloga :3 Ale jakoś mi ulżyło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Łohoho, jaki wywód :3
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację. Monotonność jest przerażająca, dlatego jestem za tym, żeby wiele rzeczy(ale nie wszystkie) robić czysto spontanicznie. Trzeba po prostu znaleźć chociaż iskrę optymizmu. Niby nic, ale przecież "zawsze mogło być gorzej" :)