Salony Maturzystów - jeden wielki chaos. Ludzi z całej małopolski i jeszcze więcej. Wszystko byłoby super, gdyby to nam choć trochę pomogło, a my i tak nie dowiedzieliśmy się niczego nowego, co miało by chociaż najmniejszy wpływ na podjęcie decyzji o studiowaniu. Wręcz przeciwnie: ilość ludu, przeogromny charmider - spowodowało to u mnie przeogromne (jeszcze większe niż dotychczas) przerażenie. W samym Auditorium Maximum trudno znaleźć ubikację, a tłumy rozgadanych licealistów wcale tego nie umożliwiają. Jeśli zaś chodzi o wykłady, to nikt nawet nie słuchał profesorów (o ile to byli profesorowie?) Po prostu dzicz rzuciła się na ulotki i tyle. A ja nawet tych ulotek nie potrafię zrozumieć i w rezultacie nie wiem nic. Ale na pewno tego pobytu tam nie zapomnę.
Złożyłam deklarację maturalną. A chęci nie mam najmniejszych by choć otworzyć podręcznik do Starożytności O.o
Ile bym dała żeby móc pomachać różdzką w rytm "Wirgardium Leviosa".
Jeszcze tylko tydzień, w tym 4 kartkówki i 2 sprawdziany. Kocham historię tak bardzo, że aż chcę ją zdawać.
A po męczącym tygodniu czeka mnie równie męcząca podróż do Italii - ojczyzny makaronu i pizzy.
Wszyscy już się cieszą, o tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz